jestem odpowiednia osoba, by wychowywac dziecko. Do tego
czasu Conrad na pewno by umarł i pieniadze przeszłyby 447 wszystkim koło nosa. A dziecko straciłoby na tym najwiecej. - Kylie potrzasneła głowa. - Nie wiem sama, jak mogłam uwierzyc w dobra wole Aleksa. Wiesz, Alex powiedział nawet, ¿e oddajac Marli mojego syna, dam w koncu ojcu to, czego zawsze pragnał - wnuka. Czy to nie jest chore? - czuła łzy spływajace jej po policzkach. -Tłumaczyłam sobie, ¿e bede miała inne dzieci, wiec to jedno moge oddac. - Ale zmieniłas zdanie - domyslił sie Nick. - Tak - spojrzała na niego przez łzy. - O tak. W chwili, kiedy po raz pierwszy na niego spojrzałam, kiedy usłyszałam jego pierwszy krzyk, zdałam sobie sprawe, ¿e nie oddam go nikomu za ¿adne pieniadze. Byłam gotowa stawic czoło Cahillom i wszystkim prawnikom, jakich zdołaliby wynajac. Byłam gotowa zadłu¿yc sie po uszy, byle tylko zatrzymac Jamesa. - Dostrzegła w oczach Nicka powatpiewanie i zrozumiała, ¿e to co ich łaczyło, przepadło na zawsze. - Posłuchaj, Nick, nie oczekuje, ¿e mi uwierzysz. - Nie wierze ci. - Swietnie. Mysl sobie, co chcesz, ale tak własnie było. - Nie mogła powstrzymac łez wstydu, które napływały jej do oczu, ilekroc patrzyła na swojego synka, swojego drogiego synka, spiacego słodko w jej ramionach i zupełnie nieswiadomego jej bólu. - Tak... tak bardzo... mi... przykro - wyszeptała do Jamesa. Zamrugała szybko powiekami i otarła łzy wierzchem dłoni. - Przeze mnie zgineło dwoje ludzi... - Głowa ja rozbolała, cała przeszłosc, całe ¿ycie nagle staneło jej przed oczami - ¿ycie, o którym wolałaby nie pamietac. Podniosła jednak głowe i spojrzała ze złoscia w gniewne oczy Nicka. - Có¿, nie jestem ta, za która mnie brałes. Nie jestem Marla. Nick usmiechnał sie cynicznie. - A to rodzi nowe pytanie. Gdzie, u licha, jest Marla? - Nie wiem - odparła, pocierajac skronie palcami. - Nie, zaraz... słyszałam, jak Alex rozmawiał z nia wczoraj w nocy. 448 Jestem pewna, ¿e to była ona. Mówił, ¿eby ukryła sie w przyczepie. Usmiech Nicka stał sie nagle zimny jak lód. - Na ranczu? - Nie wiem. - Ale ja wiem - pomógł jej wstac. - Chodzmy. Kylie chciała zapytac: „A co z nami?”, jednak tego nie zrobiła. To koniec. Poznała to po jego oczach. Przeszła przez pokój i otworzyła drzwi. Za drzwiami czekał na nia wysoki, ciemnowłosy me¿czyzna, w okularach przeciwsłonecznych, z mała spiczasta bródka i rewolwerem wymierzonym prosto w jej serce. Kylie staneła jak wryta. - Kim pan... - Marla - powiedział, tym samym strasznym głosem, który słyszała ju¿ w szpitalu, a potem w domu Aleksa. „Zdychaj, dziwko!” To on wypowiedział te słowa. - Co u