Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/polska-na-weekend.waw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra17/ftp/polska-na-weekend.waw.pl/paka.php on line 5
- Edwardzie, idź do Sophie. W tej chwili!

- Edwardzie, idź do Sophie. W tej chwili!

  • Grzegorz

- Edwardzie, idź do Sophie. W tej chwili!

16 April 2021 by Grzegorz

Jack zawahał się na chwilę i ponownie zaatakował ojca. Christopher znowu wrzasnął. A Edward uciekł. Następne godziny prawie zupełnie zatarły się w pamięci Lizzie, która tylko częściowo panowała nad sytuacją. Kiedy Jack osunął się wreszcie, kompletnie wyczerpany, na oparcie swego wózka, Christopher wyszedł chwiejnym krokiem z sypialni, ubrał się i opuścił dom. Edward wrócił z pokoju Sophie, by zameldować, że dziewczynka przespała jakimś cudem cały ten nocny koszmar. Przystanął niepewnie w progu sypialni matki, prawie nie patrząc na Jacka, który wciąż siedział z zamkniętymi oczami w wózku pod ścianą i nie odzywał się do nikogo. Lizzie poszła do jego pokoju, ściągnęła z łóżka koc i owinęła nim drżącego na całym ciele syna. - Jak myślisz? Czy Jackowi nic nie będzie? - spytał Edward cicho. - Chyba nie... Edward nadal nie wchodził do środka, jakby obawiał się, że w ten sposób uzyska dostęp do tajemnicy wywołującej takie koszmary. W swoim czasie, myślała smutno lizzie, chłopak zacznie zadawać więcej pytań, będzie chciał wiedzieć, co zrobił ojciec, że doprowadził do takiej furii spokojnego, kochanego braciszka, ale teraz wyraźnie wolał, by oszczędzono mu całej prawdy. - A co z tobą? - spytał. - Nic mi nie jest, kochanie. Jeszcze jedno kłamstwo do kompletu. - Idź spać, Edwardzie - powiedziała synowi. - Jeśli potrafisz. - Na pewno? - Oczywiście. Dopiero wtedy wszedł do środka i nie patrząc ani na prawo, ani na lewo, zbliżył się szybko do matki, cmoknął ją nerwowo w policzek i ruszył z powrotem do drzwi. - Gdybyś mnie potrzebowała... - To cię zawołam - obiecała. - Dobranoc. - ...branoc, Jack - rzucił od progu. Brat mu nie odpowiedział. Wkrótce zjawiła się Gilly. Weszła na schody, zobaczyła otwarte drzwi pokoju Lizzie i ją samą, siedzącą na dywanie przy wózku Jacka. Trzymała go za rękę, ale chłopiec patrzył w ścianę, nie ruszał się i nie reagował. - Co się stało? Lizzie obróciła się do niej z ledwie skrywaną rozpaczą na twarzy. - Mieliśmy pewne problemy. Jack po raz pierwszy drgnął, otworzył oczy i ścisnął matkę za rękę.

Posted in: Bez kategorii Tagged: film o miłości dla młodzieży, dobre toniki do twarzy, co zrobić aby być szczęśliwym,

Najczęściej czytane:

ońca?... Chciałbyś, żebym czasem była ...

nie różą, lecz... Mały książę jeszcze nigdy nie czuł się tak zaskoczony. Nie przypuszczał, by Róża mogła odgadnąć jego najskrytsze myśli. Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, Mały Książę tylko skinął potakująco głową. ... [Read more...]

oyle'a - odkrzyknął nieznajomy. Clark spisał nazwiska napastników. Należeli do nich prawdopodobnie mężczyźni, którzy kryli się teraz za kontenerem na śmieci, wraz z Chrisem, Beckiem i Fredem. Jeden z nich wyrwał Chrisowi megafon i wrzasnął: - Ta suka kłamie! Sayre ponownie ruszyła przez tłum w kierunku Luce, która powtórnie odczytywała listę. Wcześniej niezdecydowani robotnicy zaczęli teraz dołączać do demonstrantów. Tłum protestujących zaczął rosnąć, przekształcać się żyjącą własnym życiem masę, która utrudniała Sayre dalszą wędrówkę. Grupki wściekłych protestantów napierały na nią ze wszystkich stron. Nagle usłyszała, że ktoś krzyczy: - Ty też dostaniesz za swoje, Merchant! Wspinając się na palce, zobaczyła Becka, zbliżającego się do ogrodzenia z łańcucha, które stanowiło linię demarkacyjną pomiędzy dwoma wrogimi obozami. Zmierzał w kierunku Luce, która celowo monotonnym głosem kontynuowała czytanie na glos. Kiedy Beck dotarł do pierwszej linii demonstrantów, zatrzymał się i spojrzał prosto w oczy mężczyznom, którzy uformowali żywą barykadę. Krzyki nagle zastąpiła pełna napięcia cisza, która dzwoniła w uszach. Beck nie cofnął się ani na krok. Stopniowo tłum zaczął się przed nim rozstępować. Niektórzy odsuwali się na bok mniej chętnie niż inni, ale jednak utworzyli przejście dla Becka. W ten sposób przedostał się przez zbiegowisko ku Luce Daly. Gdy się zbliżył, kobieta opuściła mikrofon i spojrzała na niego z nieskrywaną wrogością. - Rozumiem pani oburzenie - Beck mówił cicho, ale jego słowa niosły się daleko w ciężkim, wilgotnym powietrzu ponad milczącym tłumem. - Jeżeli Clark zidentyfikował mężczyzn, którzy zaatakowali go wczoraj w nocy, poniosą odpowiedzialność za swój czyn i zostaną postawieni przed sądem. - Dlaczego miałabym ci wierzyć? - spytała. - Daję pani moje słowo honoru. - Twoje słowo honoru jest gówno warte! - krzyknął ktoś z tłumu. Zachęceni, ludzie zaczęli wrzeszczeć: - Jesteś dziwką Huffa Hoyle'a! - Tak jest! Huff mówi, żebyś się schylił, a ty pytasz, jak nisko! Do pierwszych śmiałków dołączyli inni, aż wyzwiska zlały się w hałas. Przekaz jednak był wyraźny; ludzie pogardzali Beckiem bardziej niż reprezentowanym przez niego wrogiem. Merchant zwrócił się w kierunku tłumu, pragnąc odpowiedzieć, ale zanim otworzył usta, ktoś trafił go w twarz kamieniem. Potem jakiś mężczyzna stojący za plecami Becka skoczył na niego i wykręcił mu ręce do tyłu. Inny uderzył Merchanta w brzuch. Sayre wiedziała, że pomoc może nadejść tylko z jednego źródła. Spojrzała w kierunku kontenera na śmieci i zobaczyła, że Chris i towarzyszący mu mężczyźni wychynęli zza swojej osłony. - Chris! - krzyknęła, mimo, że brat nie mógł jej usłyszeć. Zaczęła wykrzykiwać jego imię raz po raz, machając rękoma nad głową. Zobaczyła, że Fred Decluette rusza w kierunku tłumu, gotowy przyjść na ratunek Beckowi. Powstrzymał go jednak Chris, chwyciwszy Freda za ramię. Potrząsnął głową i coś powiedział. Fred spojrzał z obawą w stronę, gdzie gniewny tłum otoczył Becka, potem jednak niechętnie się wycofał, zajmując miejsce u boku Chrisa. Przeklinając w duchu brata, Sayre rzuciła się przed siebie, odpychając stojących jej na drodze ludzi. Wokół mężczyzn, którzy obalili Becka na ziemię, utworzył się krąg kibiców. Napastnicy ...

na przemian kopali leżącego. - Zostawcie go! - Sayre chwyciła jednego z nich za koszulę i szarpnęła do tyłu. Mężczyzna odwrócił się, zaciskając pięści. Zamarł, widząc, kto go odciągnął. Sayre przecisnęła się przez tłum, stając obok dwóch demonstrantów, pochylonych nad Beckiem. - Przestańcie! - krzyknęła, gdy jeden z nich zamachnął się, aby wymierzyć leżącemu mocnego kopniaka. Napastnik zawahał się i spojrzał na nią. Wykorzystując moment oszołomienia, Sayre odepchnęła go na bok i uklękła obok Becka. Jego twarz pokryta była krwią i potem, ale nie stracił przytomności. Sayre spojrzała na Luce Daly. - Odwołaj ich! W ten sposób niczego nie osiągniesz. - Ale będę miała satysfakcję. Sayre zerwała się na równe nogi, stając twarzą w twarz z żoną Clarka. - A Clark? Czy dzięki temu poczuje się lepiej? Wczoraj w nocy to Beck zawiózł go do szpitala - dodała, widząc cień niepewności w oczach Luce. - Nadal jest jednym z nich. - Ja nie jestem. - Jasne - rzuciła Luce pogardliwie. - Tylko z urodzenia, Luce. Nie mogę nic na to poradzić. Nie jestem jedną z nich i nie sądzę, byś naprawdę uważała, że jestem. Wiem dlaczego mnie nie lubisz - ciągnęła, gdy jej rozmówczyni nie wykazała chęci do dyskusji. - Rozumiem cię, ale przysięgam, że nie jestem twoją rywalką. Clark jest twoim mężem. Kocha cię, a ty kochasz jego. Uczyń atak na niego czymś znaczącym, Luce. Czymś więcej, niż tylko zemstą za to, co stało się wczoraj w nocy, i za to, co zdarzyło się dawno temu, zanim jeszcze Clark cię poznał. - Spojrzały sobie prosto w oczy i Sayre wyczuła, że Luce stopniowo się uspokaja. - Jeśli chodzi o tych, którzy pobili Clarka, to mogę wierzyć słowu Merchanta, że zostaną ukarani? - spytała wreszcie. - Nie musisz wierzyć jemu. Masz na to moje słowo. Luce wpatrywała się w nią długo, a potem odwróciła się do mężczyzny z mikrofonem i skinęła szorstko głową. Agitator kazał odsunąć się ludziom otaczającym Becka. Sayre przyklękła i wsunęła dłonie pod jego ramiona. - Będziesz w stanie wstać? - Tak, ale powoli. Beck nie pozwolił zabrać się do szpitala. - Ostatnio byłem na pogotowiu więcej razy, niż potrafię zliczyć - skrzywił się boleśnie, odpowiadając na jej sugestię. - Na pewno masz połamane żebra. - Nie. Wiem, jak to jest. Kiedyś złamałem dwa. Futbol. Nie jest tak źle. Po prostu zabierz mnie do domu. Trzymał się za bok, zaciskając zęby, gdy Sayre skręciła z szosy na drogę wiodącą do jego domu. - Wychodząc, zamknij za sobą bramę - poprosił. - Media. Sayre nie pomyślała o zainteresowaniu prasy wydarzeniami tego poranka, ale naturalnie znajdą się one w wiadomościach. Dziennikarze będą na pewno szukać kogoś z Hoyle Enterprises, żeby przeprowadzić z nim wywiad. Bez wątpienia Nielsona też. Nie zatrzymała się przed domem, lecz podjechała od tyłu. - Co robisz? - Tutaj nikt nie zobaczy mojego samochodu. - Sayre, nie musisz mnie odprowadzać do domu. - Nie, ale być może będę musiała cię tam wnieść - mruknęła pod nosem, wysiadając i podchodząc do drzwi od strony pasażera. Pomogła Beckowi wysiąść i razem pokuśtykali w kierunku schodów przed tylnym wyjściem. - Czy zanim wyjdziesz, mogłabyś nakarmić Frita? - poprosił Beck. - Oczywiście. Pies przywitał ich tak żywiołowo, że Sayre musiała go przywołać do porządku. - Spokój! - zawołała surowo, pamiętając, jakiego tonu używał Beck w barze. Pies posłuchał, chociaż widać było, że jest zawiedziony. - Przykro mi, kolego. Pobawimy się później - powiedział Beck. - Wyjaśnię mu wszystko, jak tylko skończę się zajmować tobą - rzekła Sayre, prowadząc go do sypialni. - Nie musisz tego robić. - Owszem, muszę. To moja wina. - Przecież nie rzuciłaś we mnie kamieniem. - Spojrzał na nią z ukosa. - A może jednak? - Nie, ale stałam po stronie osobnika, który to zrobił, Ostrzegałeś mnie, że demonstracja koniec końców przekształci się w krwawe zamieszki i że ktoś na tym ucierpi. Nie posłuchałam cię, - Zauważyłem, że masz ten brzydki nawyk. - Beck, te twoje żebra, które nie są połamane... - Tak? - Mogę zmienić ten stan. Jęknął z bólu. - Błagam cię, nie rozśmieszaj mnie. Gdy znaleźli się w sypialni, oparła go o wezgłowie łóżka i szybko odsunęła kołdrę. Następnie pomogła mu usiąść na brzegu materaca. - Będziesz mógł wytrzymać w tej pozycji, dopóki nie zdezynfekuję rany na policzku? Wyraźnie cierpiał. Był spocony, wargi mu zbielały. - Apteczka jest w łazience - szepnął. Sayre przeszukała kilka szuflad i szafek, zanim znalazła bandaże, watę, wodę utlenioną i fiolkę ibuprofenu. Gdy wróciła do pokoju, zastała Frita u stóp Becka, piszczącego żałośnie. Beck głaskał go po głowie. - Martwi się o mnie - powiedział. - Jest mądrzejszy od ciebie. Czy poza kamieniem coś jeszcze uderzyło cię w głowę? - Nie. - Czy straciłeś przytomność? Nie kręci ci się w głowie? Co jadłeś na śniadanie? - Nie jadłem śniadania. - W porządku. W takim razie na kolację. - Sayre, nie mam wstrząsnienia mózgu. - Skąd wiesz? - Ponieważ w przeszłości przeszedłem przez dwa. - Futbol? - Baseball. Oberwałem w głowę. - Dlatego jest taka twarda? - Posłuchaj, nie mam zawrotów głowy, nie jest mi niedobrze, nie straciłem ani na chwilę przytomności... - przerwał, wciągając z sykiem powietrze, gdy przyłożyła mu watę nasączoną wodą utlenioną do rany na policzku. - Możesz potrzebować szwów. - Nie. Otarła krew i zobaczyła, że rozcięcie jest długie, lecz niezbyt głębokie. - Mimo wszystko zalecałabym założenie szwów. - Przeżyję. Muszę tylko trochę poleżeć. - Rozpiął koszulę, ale kiedy zaczął ją zdejmować, gwałtownie nabrał powietrza. - Pomogę ci. Delikatnie zsunęła koszulę z jego ramion. Powoli pomogła mu uwolnić ręce z rękawów, a potem cofnęła się, żeby ocenić rozmiary uszkodzeń. Cały tors Becka pokryty był siniakami w miejscach licznych kopnięć. Jego plecy wyglądały równie źle. - Och, Beck - wyszeptała. - Naprawdę powinni cię prześwietlić. - Z powodu tego? - Jęcząc z bólu, położył się i oparł głowę na poduszce. - To nic takiego. - Proszę, pozwól mi wezwać ambulans. Za piętnaście minut możesz być w szpitalu. - Za to za piętnaście sekund mogę już spać, jeśli się zamkniesz i wyniesiesz z pokoju. Przedtem jednak poproszę o kilka tych pigułek. Sayre otworzyła butelkę i wytrząsnęła na dłoń trzy tabletki. Poprosił o czwartą i Sayre mu podała. Podtrzymała go, żeby przełknął lekarstwo i popił wodą, którą przyniosła z łazienki. Potem Beck opadł na poduszkę i zamknął oczy. - Zanim wyjdziesz, czy mogłabyś zdjąć słuchawkę z widełek? - Oczywiście. - Nasyp też suchej karmy dla Frita i upewnij się, że ma wodę. Gdybyś jeszcze mogła go wypuścić za potrzebą... - O nic się nie martw. - Brama... - Pamiętam. Zasłoniła okna, aby przyciemnić pokój, i włączyła wiatrak pod sufitem. Potem usiadła, obserwując Becka, aż rytmiczne wznoszenie się i opadanie jego piersi wskazało, że zasnął. Ruszyła w kierunku drzwi, pokazując psu, że powinien za nią pójść. Frito jednak ułożył się na podłodze, z głową na przednich łapach i spojrzał na nią smętnym wzrokiem. Cicho wycofała się z pokoju. Wczesnym popołudniem Beck obudził się z niespokojnego snu. Spojrzał na Sayre, zdziwiony jej obecnością. - Ty tutaj? - Jęczałeś. Chyba kończy się działanie ibuprofenu. Spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej. - Dlaczego wciąż tu jesteś? - Weź jeszcze trzy tabletki. - Wepchnęła mu lekarstwo do ust i przytknęła do nich szklankę z wodą. - Jacyś dziennikarze? - spytał po przełknięciu ibuprofenu. - Około pierwszej pojawił się tu samochód dziennika telewizyjnego. Wysiedli z niego dwaj mężczyźni, popatrzyli przez chwilę na dom, po czym wrócili do wozu i odjechali. Beck zamknął oczy i pokiwał głową. - W wiadomościach południowych była wzmianka o zamieszkach. Więcej szczegółów mają podać w dzienniku wieczornym. Biuro Nielsona wydało oświadczenie. Przykro mu z powodu użytej przemocy. Twierdzi, że zaatakowali cię nie jego ludzie, lecz pracownicy Hoyle'a. - Mówi prawdę. Rozpoznałem ich. - Twoja komórka dzwoniła kilkakrotnie. Nie odebrałam wiadomości, ale sprawdziłam, kto ... [Read more...]

poprzednie miejsce. Nowe pomieszczenie było ...

zaskakującym przeciwieństwem tego, co dotąd Mały Książę widział na planecie Badacza Łańcuchów. Byli teraz w ogromnym, bardzo czystym i pełnym zieleni salonie z ogromnymi oknami pełnymi słońca i błękitu. Badacz Łańcuchów zdjął ze swych ramion Małego Księcia i delikatnie posadził go na prostym, lecz wygodnym fotelu. Sam ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 polska-na-weekend.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste