otworzyły i w progu stanął Roman.
- Lady Vixen! Na litość... - Kingsfeld tu jedzie - wysapała. - Do diabła! - Lokaj zbiegł po schodach i pomógł jej zsiąść z konia. - Sam? - Nie. Ma ze sobą trzech ludzi. Gdzie Augusta i Kit? - Jedzą obiad. Widzieli panią, milady? - Chyba nie, ale nie jestem pewna. Na gościńcu są długie, płaskie odcinki. - Rozumiem. Wejdźmy do środka. Musiała się wesprzeć na jego ramieniu, bo nogi odmawiały jej posłuszeństwa. - Ile tu jest służby? - Sześć osób, łącznie z kucharką i pokojówką. To za mało, żeby stawić czoło czterem uzbrojonym mężczyznom. - Myślisz, że są uzbrojeni? - Na pewno. Victoria weszła do jadalni. Na twarzy Kita odmalowało się jeszcze większe zdumienie niż wcześniej na twarzy Romana. - Vixen! Sądziłem... - Posłuchaj mnie, proszę. Lord Kinsgfeld jedzie tutaj z trzema ludźmi. - Astin? Po co... - Mój Boże! - szepnęła Augusta, blednąc jak papier. - Sinclair i ja sądzimy, że to on zabił Thomasa - oznajmiła Victoria, żałując, że nie ma czasu, by delikatniej przekazać im tę wieść. - Co? Nie! Nie wierzę! - Christopherze, przyjmijmy na razie, że to prawda - powiedziała baronowa. - Co robimy? - Czy w okolicy znajdziemy jakąś pomoc? Kit potrząsnął głową. - Nie o tej porze roku. Przez lato wszystkie wiejskie rezydencje są zamknięte na głucho. - Idę przygotować powóz i natychmiast wyjeżdżamy - zadecydował Roman. - Nie - sprzeciwiła się Victoria, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Dogonią nas nawet na zmęczonych koniach. W otwartym terenie nie mamy szans. - Naprawdę myślisz, że Astin zrobi nam krzywdę? - spytał Christopher, jednocześnie rozgniewany i oszołomiony. Wcale mu się nie dziwiła. Jeszcze pięć minut temu Hovarth był jego drogim przyjacielem. - Po co innego by tu przyjeżdżał? A ty jak sądzisz, Augusto? Lady Drewsbury wolno potrząsnęła głową. - Ja też nie widzę innego powodu. - Wstała od stołu. - To bardzo duży dom. Proponuję, żebyśmy się ukryli. - Ukryli? Przed człowiekiem, który zamordował mojego brata? Nigdy! - Lady Drewsbury ma rację - wtrącił Roman. -