pamięcią. I życie jej córki. Niech się wkurzy, kiedy zobaczy, że Shelby przetrząsa jego osobiste rzeczy. Niech ma
to, na co zasłużył. Bez najmniejszych skrupułów otwierała kolejne szuflady biurka. Nie znalazła żadnych dokumentów, rozglądała się więc po pokoju w poszukiwaniu rolodeksu, notesu z adresami albo czegokolwiek, co miałoby na sobie pie81 czątkę kancelarii. Pociągnęła szuflady jego kredensu, ale wykonany z lśniącego wiśniowego drewna mebel był zamknięty na klucz. Musiało tu coś być: kawałek kartki, papier firmowy, wizytówki... Rozejrzała się jeszcze raz i wypatrzyła pęk kluczy na kryształowej salaterce obok pojemnika na cygara. Wypróbowała trzy klucze, aż w końcu natrafiła na ten właściwy. Zwalczyła wyrzuty sumienia, otworzyła pierwszą szufladę i szybko zaczęła przerzucać teczki - niektóre z nich liczyły sobie tyle lat ile ona sama. Mimo brzęku garnków usłyszała ciche nucenie Lydii: była to ta sama hiszpańska kołysanka, którą pamiętała z dzieciństwa. Kątem oka zauważyła jakiś ruch za oknem - Pablo Ramirez, ogrodnik, grabił grządki. Wciąż nie było widać sędziego. Serce Shelby biło coraz głośniej. Na czoło wystąpiły krople potu. - To musi gdzieś tutaj być - powiedziała do siebie, a potem stanęła jak wryta. Zaparło jej dech w piersiach, kiedy natknęła się na teczkę z nazwiskiem swojej matki. - Co jest, do pioruna? - wyszeptała, czując suchość w gardle. Uświadomiła sobie, że ma przed sobą kartoteki dotyczące wszystkich osób, które kiedykolwiek pracowały dla sędziego, oraz wszystkich jego krewnych i innych... COLE, ELIZABETH Jej dziecko! COLE, JASMINE DEE, RUBY ESTEVAN, RAMÓN HART, NELL MCCALLUM, ROSS RAMIREZ,MARIA RAMIREZ, PABLO PRITCHART, NED SMITH, NEVADA VASQUEZ, PEDRO Te rubryki czytało się jak spis ludności miasteczka Bad Luck. Shelby zrobiło się zimno. Nagle poczuła się jak intruz, który wypłynął na ciemną wodę, gdzie w każdej chwili można stracić grunt pod nogami i utonąć w nieznanych, zdradzieckich głębinach. A potem zobaczyła swoje nazwisko i imię. Ojciec założył jej teczkę? - Och, tato - szepnęła w odruchu rozpaczy i niedowierzania. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi, a potem cichą rozmowę ojca z Lydią. Zamarła, rozpoznawszy jego miarowe kroki i stukanie laski. Przygryzła wargę i szybko wyciągnęła z szuflady kilka teczek - tylko kilka, żeby nie było widać, jak wiele ich ubyło. Po cichu zamknęła kredens na klucz, zostawiła klucz na kryształowej salaterce i bezgłośnie wybiegła z pokoju. Wprawdzie była gotowa na konfrontację z ojcem, gdyby ją zastał w swoim gabinecie, ale nie musiał wiedzieć, z jakim uporem jego córka dąży do celu, ani o tym, że zamierza przewrócić dom do góry nogami i przeczesać wszystkie jego dokumenty, żeby poznać prawdę o losie swojego dziecka. Jego nieregularne kroki było słychać coraz bliżej. A niech to! Wcisnąwszy akta pod pachę, zostawiła lekko uchylone drzwi i, żeby nie wpaść na ojca, pobiegła przez spiżarnię, minęła jadalnię i salon, a z foyer przemknęła do głównych schodów. Była na podeście, kiedy usłyszała jego głos. 82 Zamarła i wstrzymała oddech. Zerknęła na matowe szyby okien nad dwuskrzydłowymi frontowymi drzwiami. Na zewnątrz świat wydawał się taki sam - trawa przed domem, zielona i bujna mimo kurzu i upału, była podlewana przez automatyczne spryskiwacze - ale w środku, w miejscu, gdzie Shelby się wychowywała, jej życie przypominało korkociąg. - ...wiesz, martwię się o nią - mówił sędzia. - Shelby zachowuje się teraz tak, jakby miała obsesję, wymyśliła sobie, że wszyscy są przeciw niej. - A nie są? - zagadnęła Lydia. - Oczywiście, że nie. - Red Cole prychnął z niedowierzaniem. - Miej na nią oko, kiedy jestem poza domem. - Ona jest dorosłą kobietą. - Wiem, wiem, ale Ross McCallum wrócił do miasta. - Dios... Ten człowiek, on jest... el diablo.