Napięcie ostatnich tygodni osłabiło mechanizmy obronne i w jej wnętrzu narodził się nieznany dotąd głód i pragnienie.
Zmęczonym gestem odgarnęła z twarzy złocistobrązowe, splątane pukle i przymknęła wyraziste, zielone oczy, które stanowczo zbyt łatwo zdradzały jej uczucia. Podobnie jak ciemne brwi i kremową skórę, odziedziczyła je po matce Irlandce, natomiast delikatna kość, gibkość i smukłość sylwetki były podobno dziedzictwem ze strony ojca. On sam należał do nieprzeciętnie przystojnych mężczyzn. Znajome uczucie bólu połączonego z niepokojem ścisnęło ją w żołądku. Otworzyła zamglone bolesnym wspomnieniem oczy. Jako dziecko nie mogła pojąć, dlaczego rodzice jej nie kochają. Gdy dorosła, zrozumiała, że ludzie, którzy nie potrafili kochać siebie nawzajem, nie potrafili także kochać jej, dziecka, które stworzyli przypadkiem, nigdy go nie pragnąc. Po roku od rozwodu jej matka wyszła ponownie za mąż i wyjechała z mężem do Australii, by zacząć nowe życie. Jej ojciec, uwolniony z więzów, których nigdy nie pragnął, przemierzał świat, pijąc, uprawiając ryzykowne interesy i hazard, z rzadka zaglądając do Anglii. Najczęściej bywał naćpany, zrujnowany albo pijany, czasami wszystko naraz. Członek pokolenia hipisów w średnim wieku wciąż jeszcze wielbił prochy, alkohol i wolną miłość. Pomimo tego stylu życia, jego śmierć była dla Belli całkowitym zaskoczeniem. Zmarł na zawał, przynajmniej tak poinformowano ją w szpitalu. Nie była jego jedynym dzieckiem. Dziwne, że mężczyzna, który porzucił jedno dziecko, tak troskliwie opiekował się drugim. Zatelefonował do niej niespodziewanie z jednego z najbardziej ekskluzywnych londyńskich hoteli. Poszła tam prosto z banku, w którym pracowała jako analityk finansowy, i ze zdumieniem stwierdziła, że ojciec zajmuje apartament. Potem okazało się, że nie przyjechał do Londynu sam, ale w towarzystwie swojej filipińskiej przyjaciółki, Kate, i ich syna. „Wygląda tak młodo" - powiedziała wtedy, nie potrafiąc ukryć niesmaku na myśl o związku tak świeżej i ślicznej dziewczyny z mężczyzną dużo starszym i zniszczonym życiem. „Ma dwadzieścia dwa lata" – odpowiedział beztrosko. Cztery lata mniej niż własna córka. Najwidoczniej odczytał jej myśli, bo tylko wzruszył ramionami. „Cieszę się seksem. Co w tym złego? Nigdy bym nie przypuszczał, że moje dziecko wyrośnie na aseksualną świętoszkę. Nie wiesz, co tracisz, córeczko. Gdybym był na twoim miejscu ..." „Nie chcę wiedzieć" - odpowiedziała ostro. - „Poza tym nie jesteś mną". Od wczesnej młodości próbowała stłumić odziedziczoną po nim zmysłowość. Jednak teraz, kiedy ojca zabrakło i nie mógł jej swoją osobą przypominać, dlaczego tak bardzo do tego dążyła pojawiła się niepokojąca słabość - jak sądziła - w nieprzebytym murze jej odporności na pożądanie. Spojrzała na budynek przed sobą i jeszcze raz sprawdziła adres. Spodziewała się, że ojciec przesadził w opisie apartamentu, teraz jednak musiała przyznać mu rację. Białe kadłuby luksusowych jachtów, kołyszące się łagodnie w strzeżonej przystani, lśniły w świetle księżyca. W oddali, na końcu falochronu, majaczyło coś, co wyglądało na przeszkloną restaurację, podświetloną od dołu. Apartamentowiec otaczały wypielęgnowane ogrody, połączone oszklonymi przejściami. Wszystkie były usytuowane po tej samej stronie mierzei, z zatoką po jednej stronie i prywatną plażą po drugiej. Prawdziwy raj milionerów. A przecież jej ojciec nie był milionerem, tylko sprytnym kombinatorem. Bella obawiała się jakichś komplikacji, ale ambasada Zuranu w Londynie potwierdziła autentyczność dokumentów dotyczących apartamentu. Przepisanie apartamentu na jej nazwisko miało się odbyć osobiście, już na miejscu. Istniała wprawdzie możliwość załatwienia formalności przez upoważnioną osobę, ale Bella postanowiła jednak pojechać do Zuranu. Teraz wyciągnęła z torebki kartę-klucz i ruszyła do wejścia. Oczekiwała jakichś trudności, ale szklane drzwi otworzyły się natychmiast i bezszelestnie, jak gdyby stanęła przed bajkowym Sezamem. Karta okazała się nowoczesnym ekwiwalentem magicznych słów. Za pomocą tej samej karty uruchomiła windę, która zawiozła ją na ostatnie piętro. Nie miała najmniejszego pojęcia, jaka jest wartość apartamentu, ale musiała to być spora suma. Zamierzała go sprzedać jak najszybciej, bo jej wydatki wzrastały z dnia na dzień. Zarabiała nieźle, ale spłacała hipotekę i inne zobowiązania. Konto ojca było puste, a to oznaczało, że będzie musiała zapłacić za pogrzeb i rachunek hotelowy z własnych oszczędności. Na czas pobytu w Zuranie użyczyła swojego niewielkiego mieszkanka Kate z małym Samem. Wsunęła kartę do zamka i westchnęła z ulgą, kiedy rozbłysło zielone światełko. Za podwójnymi drzwiami był korytarz i następne podwójne drzwi, prowadzące do obszernego, eleganckiego salonu, umeblowanego replikami antyków. Ojciec nie zdążył zamieszkać w apartamencie. Kupił go prosto spod ręki pierwszorzędnego dekoratora wnętrz. Wnętrze, roztaczające delikatny aromat drewna sandałowego, ewidentnie miało charakter i sugestywnie oddziaływało na zmysły gościa. Poza salonem w apartamencie znajdowała się doskonale wyposażona kuchnia, a także taras ze stolikiem i krzesłami. Bella była jednak przede wszystkim śpiąca. Odszukała sypialnię, pchnęła drzwi i stanęła w progu jak wryta. Wystrój był tak zmysłowo przepyszny, że już sam jego widok wywoływał erotyczny dreszcz na skórze. Pomieszczenie udekorowano w barwach kremowej i beżu, dramatycznie podkreślonych czernią, nie szczędząc bogatych tkanin i luster w złoconych ramach. Cofnęła się na korytarz i otworzyła ostatnie drzwi. Może początkowo pokój był przeznaczony na drugą sypialnię, ale obecnie urządzono w nim gabinet. Bella wróciła po zostawioną przy wejściu walizkę. Drzwi wejściowe nie miały łańcucha zabezpieczającego, ale do budynku nie można było wejść bez karty-klucza. Dochodziła pierwsza, a rano czekało ją urzędowe spotkanie. Rozebrała się szybko i weszła pod prysznic w marmurowej łazience, przylegającej do sypialni. W kwadrans później już spała. - Edward. Ciepły uśmiech rozjaśnił twarz władcy Zuranu, kiedy zwrócił się z pozdrowieniem do jednego ze swoich ulubionych krewnych i uścisnął go jak równego sobie. W Zuranie to on był władcą, a Jasper poddanym, ale ten ostatni także władał małym królestwem, położonym w dalekiej dolinie, tam gdzie pustynia spotykała się z górami. - Słyszałem, że wkrótce zaczynasz prace wykopaliskowe w starożytnym mieście twoich przodków? Edward uśmiechnął się w odpowiedzi. - Jak tylko miną letnie upały. - A więc wkrótce mnie opuścisz? – Władca uśmiechnął się do młodszego mężczyzny. Obaj nosili tradycyjny arabski strój, ale Edward, w przeciwieństwie do brodatego władcy, był gładko ogolony. Miał szare oczy, podczas gdy oczy króla miały barwę brązową, a odcień skóry jaśniejszy od oliwkowego zdradzał inne pochodzenie. Tym niemniej obu mężczyzn cechował ten sam orli profil, charakterystyczny wykrój ust i ta sama dumna postawa ludzi świadomych swojej wartości. Władca położył młodemu mężczyźnie dłoń na ramieniu. Edward zachował milczenie. Darzył króla wielką czułością i szacunkiem, jako monarchę i przyjaciela. Kiedy jego nieżyjącą już matkę opuścił brytyjski mąż, jego ojciec, władca przygarnął ich pod swój dach. Edward praktycznie wychował się w pałacu i, podobnie jak wielu innych młodzieńców z Zuranu, kształcił w Anglii i Ameryce. - A jak przebiega śledztwo w sprawie sprzedaży tamtych nieruchomości? - zapytał władca. Edward podziękował gestem za oferowane mu słodkie przysmaki i uśmiechnął się, natomiast jego pulchny krewny, znany z łakomstwa, sięgnął do półmiska. - Przywódca gangu, Aro, pochodzi z Afryki Południowej. Uzyskałem pozwolenie na spotkanie z nim. Dał mi do zrozumienia, że cieszy się wsparciem kogoś wysoko postawionego w rządzie Żurami, kto dostarczył mu dokumenty potrzebne do potwierdzenia własności. W ten sposób mogli nielegalnie sprzedać apartamenty po wygórowanych cenach nie jednemu, ale dwóm kupcom jednocześnie, podwajając w ten sposób swój zysk. Zanim ofiary zdążyły odkryć oszustwo, było już za późno na wycofanie pieniędzy. Niestety przywódca gangu na razie nie ufa mi na tyle, by zdradzić nazwisko wspólnika. Jest zbyt sprytny, by narazić jego i siebie na ryzyko. Osobiście kontroluje całą operację z dalekomorskiego jachtu zacumowanego w zatoce. Jak wiesz, dałem się poznać członkom gangu jako niezadowolony i chciwy członek rodziny królewskiej, gotów za odpowiednią opłatą sprzedać swoją przychylność. Dzięki tej taktyce spodziewam się poznać tożsamość ich kontaktu. Ale Aro jest wyjątkowo ostrożny i podejrzliwy. Nie ufa mi, pomimo że przyjąłem łapówkę w postaci jednego z apartamentów. Uznałem to za dobry sposób okazania mojej chciwości. Narzekam też przed nim na brak gotówki i twoją kontrolę nad spadkiem po matce. Oczywiście nie omieszkałem zasugerować, że nie mówi się o tym publicznie. – Edward wzruszył ramionami. - Ktokolwiek im pomaga, wie, kim jestem, a ponieważ moja rodzina żyje w dobrobycie, będzie musiał uwierzyć w moją nienasyconą zachłanność. - Czuję, że nie jesteś zachwycony rolą, jaką przyszło ci odegrać - zauważył współczująco władca - ale tylko tobie ufam bezgranicznie, a sprawa jest wyjątkowo delikatna. - Wszystkie ofiary zgodnie twierdzą, że nabyły posiadłości za pośrednictwem agenta. Niestety ów agent nosił tradycyjny strój arabski i ogromne okulary przeciwsłoneczne, więc nikt nie potrafi go rozpoznać. Należy przypuszczać, że jest on powiązany z pracującym dla gangu urzędnikiem. To wszystko może bardzo zaszkodzić Zuranowi na arenie międzynarodowej. - Nie wolno do tego dopuścić. Trzeba zdemaskować tego człowieka. - W tonie władcy zabrzmiała stanowczość. Wyraz jego twarzy zmiękł, kiedy dodał: - Wierzę w ciebie, mój drogi. Edward pozostawił auto z kierowcą w bezpiecznej odległości od apartamentu i poszedł dalej piechotą. Przed wejściem przystanął i oddychał głęboko ciepłym, nocnym powietrzem. W takie noce czuł zew pustyni tak silnie, że miał ochotę, nie oglądając się na nic, opuścić miasto i ruszyć tam, dokąd wzywało go serce. Pomyślał z pogardą o skorumpowanych członkach gangu, z którym zdołał nawiązać kontakty. Poprzedniej nocy, w rewanżu za jego ewentualną pomoc, ich szef zaproponował mu usługi jednej z kuso odzianych prostytutek, które trzymał na pokładzie jachtu. Z oczywistych przyczyn musiał udawać, że propozycja mu pochlebia, chociaż w rzeczywistości czuł do wszystkich tych osób głębokie obrzydzenie.