Alex nonszalancko, zdejmujac płaszcz i szalik.
- O, tak. W znacznie gorszych. - Wiem, co myslisz. ¯e to wszystko jest zbedne, ¿e kosztuje za du¿o i ¿e nale¿y przeniesc biura do tanszej dzielnicy, gdzies bli¿ej zatoki albo do dawnego budynku. - 193 Powiesił płaszcz w szafie, wiekszej ni¿ szafa, która Nick miał w domu. - Wierz mi, rozwa¿ałem to, aie dogodnosci zwiazane z lokalizacja w samym sercu miasta, kontakty, jakie nawiazałem tylko w tym budynku, presti¿, zwiazany z centrum finansowym miasta - to wszystko ma du¿e znaczenie. Mam te¿ blisko do domu, moge czesciej widywac sie z dziecmi. Teraz, po wypadku Marli, to du¿y plus. -Zamknał szafe i usiadł za biurkiem, odruchowo właczajac komputer. Wskazał Nickowi jeden ze skórzanych foteli. Kiedy Alex zaczał sprawdzac notowania giełdowe na ekranie komputera, Nick spostrzegł zdjecia rozstawione na szafie na dokumenty. Alex sciskajacy dłon gubernatora, Alex stojacy przed supernowoczesnym odrzutowcem, Alex na polu golfowym w grupie innych me¿czyzn. I portret rodzinny, zrobiony ponad dziesiec lat temu. Marla, Cissy i Alex na białym, fotograficznym tle. Cissy była jeszcze niemowleciem; ubrana w ró¿owe spioszki siedziała na kolanach matki. Miała niewinne, okragłe oczy, policzki rumiane jak jabłuszka i brwi uniesione w dzieciecym zdumieniu. W przeciwienstwie do Aleksa, który stał za nimi, z dłonia oparta władczo na ramieniu ¿ony, w czarnym garniturze, sztywny i dumny, ze sztucznym, wystudiowanym usmiechem na twarzy. Ale uwage Nicka przykuwała tylko kobieta na srodku fotografii. Ani jedno pasmo gestych, wijacych sie, ciemnych włosów nie wymykało sie z misternie uło¿onej fryzury. Ramionami otoczyła dziecko, a jej zielone, wyraziste oczy migotały tajemniczo. Usmiechała sie lekko, ukazujac białe zeby - idealna ¿ona szanowanego biznesmena w eleganckiej czarnej sukni - ale Nick wiedział, ¿e była to tylko poza skrywajaca prawdziwa Marle Cahill. - Zrobilismy to zdjecie w dniu pierwszych urodzin Cissy - powiedział Alex. - Dwanascie lat temu. - Szczesliwa rodzina. - Na ogół. 194 - Bedziecie musieli zrobic sobie jeszcze jedno takie zdjecie. Alex zmarszczył brwi, jakby w pierwszej chwili nie zrozumiał. - Och, tak. Mamy teraz drugie dziecko. - Oparł podbródek na dłoniach i westchnał cie¿ko. - Có¿, teraz jest tyle problemów, ¿e nie mysle o sesjach fotograficznych. Poleciłem ju¿ moim pracownikom, by ci umo¿liwili dostep do wszystkiego, co bedzie ci potrzebne. Mo¿esz pracowac w sali konferencyjnej, ale jesli chcesz, znajde ci jakies wolne biuro. - Sala konferencyjna wystarczy, o ile bede mógł wynosic dokumenty poza obreb budynku. Alex podrapał sie po głowie. - Pod warunkiem, ¿e zamieszkasz w swoim pokoju w naszym domu. Wolałbym, ¿ebys nie zabierał dokumentów do