– Zabiję cię, judaszu! – drze się Ziobro. Wydaje
się, że zaraz spełni groźbę gołymi rękami. Gruszczyński z Rozumowskim rzucają się na niego i wykręcają mu ręce. – Spokojnie, syneczku, spokojnie. Powiedz nam lepiej, cóż ci on złego uczynił? – zaklina Gruszczyński, ale Ziobro ani myśli się uspokoić. 37/86 – To Pilchowski! – wyrzuca z siebie jak obelgę. – On całą Sprawę Bożą na karty postawił! – I Bogu dzięki przegrał – szepcze Gruszczyński. – Amen – dopowiada ksiądz Ignacy. Hrabia z własnego nadania, Seweryn Biberstein-Pilchowski, przed chwilą czerwony po przegraniu dwóch tysięcy franków i wydojeniu butelki szampitra, teraz blady jest jak ściana. – Fałszywie o mnie świadczysz, bracie. – Podnosi wzrok na Ziobrę. – Nie tobie mnie sądzić. – Zdasz ty jeszcze rachunek za swoje łajdactwa przed Mistrzem. – Duch cię zły opętał. Wypadłeś z tonu. Opamiętaj się. 38/86 – Oślepiony, nie oślepiony, ale ty, Pilchowski wart jesteś kulki – warczy Gruszczyński. – Dla ciebie już tutaj wstępu nie ma. Ziobro raz jeszcze próbuje uwolnić się z rąk przyjaciół, szarpie się z nimi, gdy Pilchowski, krocząc ku wejściu z marnie odgrywaną godnością, mija go o dwa kroki. – Bóg cię w proch zetrze! – krzyczy z goryczą i wybucha dziecinnym szlochem. Tego księdzu Dzieżyńskiemu jest już za wiele. Dopada Pilchowskiego i wali go otwartą dłonią na odlew. Pilchowski zatacza się i chwyta za policzek. Wydaje się, że zaraz rzuci się na księdza. Ale tylko rozgląda się dookoła. Nie ma szans na uczciwy rewanż, więc nienawiść chowa pod maskę pokory. Kiedy trzaskają za nim drzwi, Dzieżyński znów jest przy Ziobrze. 39/86 – Minęło, minęło. Teraz już cię nie puścimy, Matko Boska Bolesna i każda inna dopomóż. – Ksiądz Ignacy ściska Ziobrę i łzy ociera, jakby odzyskał syna marnotrawnego. Ale syn wcale nie ma zamiaru okazać skruchy. Ani prosić o łaskę. – Ja do Mistrza muszę – opędza się przed miętoszącymi go rękami przyjaciół i uchyla przed braterskimi pocałunkami. – Braci trzeba