wiedziała, gdzie był, może śledziła także O1ivię?
– Moja żona. Mówiłem ci, że dzwoniono do niej z pogróżkami. A jeśli psychopata chce czegoś od niej? – Ale Jennifer czy też jej naśladowczym nie żyje, prawda? Sam widziałeś, jak się rzuciła do morza. – Wiem, wiem. – Jednak nie opuszczało go złe przeczucie. – Już to przerabialiśmy – przypomniał mu Hayes. – Petrocelli odebrała ją z lotniska. – Więc gdzie są, do cholery? – Nie potrafił opanować strachu, huczał mu w uszach, wrzał w sercu. Zerknął na zegarek. – Powinny już dotrzeć. – Może O1ivia wolała poczekać w motelu? Odpocząć, zamiast siedzieć tu bezczynnie. – Niemożliwe. – O1ivia chciała się z nim zobaczyć tak bardzo, jak on z nią. Słyszał to w jej głosie. Hayes opadł na krzesło, przerzucił sobie krawat przez ramię. – Słuchaj, sam widziałeś, jak Jennifer skacze do oceanu, prawda? Więc O1ivii nic nie grozi. Bentz nie był do końca przekonany. Nic już nie trzyma się kupy. Wszystko, w co wierzył, legło w gruzach albo stanęło na głowie. Potarł dłonią zarośnięty podbródek i usiłował się skupić. Myśleć logicznie. Znaleźć ziarnko prawdy w sieci kłamstw. – Skończmy to już. – Załatwione. – Hayes wstał i poprawił krawat. – Ale musisz zidentyfikować kobietę, którą znaleźliśmy pod Devil’s Caldron. Kostnica jest niedaleko. – Otworzył drzwi, skinął głową. – Martinez pomoże ci odebrać rzeczy z depozytu, a potem pojedziemy. Hayes odszedł. Martinez prowadziła Bentza do odpowiedniego pomieszczenia. – Moja żona jeszcze nie przyjechała? – zapytał. Starał się mówić spokojnie. – O1ivia Bentz? – Nie. Dzwoniłam do Petrocelli, ale nie odbiera. – Riva Martinez uśmiechnęła się do policjanta z depozytu i wypełniła konieczne formularze. Oddając mu broń, posłała Bentzowi spojrzenie, które przecięłoby granit. Założył kaburę i zastanawiał się, czym tak bardzo rozjuszył Rivę Martinez. Może wścieka się po prostu, bo od jego przyjazdu do Los Angeles ma dwa razy więcej pracy. – Powinny już tu być – mruknął, coraz bardziej zaniepokojony. – Przecież lotnisko nie jest tak daleko. Wzruszyła ramionami, podając mu tackę, na której leżała jego komórka, portfel i klucze. – Pewnie korek. W zeszłym tygodniu spóźniłam się do pracy czterdzieści minut, bo na autostradzie był wypadek. – Ruchem głowy wskazała formularz. – Podpisz, że wszystko otrzymałeś. Zrobił to, otrzymał kopię potwierdzenia. Martinez odwróciła się na pięcie i odeszła. Bentz odprowadzał ją wzrokiem. Złe przeczucie narastało. Coś jest nie tak. Wracając do głównej sali, włączył komórkę. Żadnych wiadomości do Oli vii. – Cholera. Zadzwonił do niej. I nic. – No, dalej, dalej – mruczał pod nosem, mijając policjantów i detektywów. Połączył się z pocztą głosową O1ivii. Zostawił wiadomość z prośbą, by oddzwoniła jak najszybciej. To nie w jej stylu. Uspokój się. Jest z policjantką. Kto wie, co je zatrzymało? Może mają problem z bagażem, może wstąpiły gdzieś na kolację... Może padła jej bateria w telefonie. Nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak. Zadzwonił do Montoi. Przyjaciel odebrał po pierwszym dzwonku. – Montoya. – Odsłuchałem twoją wiadomość – zaczął Bentz. – Tak, właśnie rozmawiałem z Hayesem. Wysłałem mu wszystko o właścicielce chevroleta, Yolandzie Salazar. Krewniak sprzedał jej wóz za gotówkę. Nie przerejestrowała go, co samo w sobie nie jest niczym szczególnym, ale teraz uważaj: jej pełne nazwisko brzmi Yolanda Valdez Salazar. Starsza siostra Maria. – Żartujesz. Siostra Maria Yaldeza?